Znikające SMSy

„Uwaga! Ten SMS ulegnie autodestrukcji…”

Rozlega się charakterystyczny, ustawiony przez nas sygnał informujący o pojawieniu się na telefonie komórkowym wiadomości tekstowej, czyli SMS-a. Wyjmujemy telefon z kieszeni i czytamy wiadomość. Jest wulgarna i obraźliwa. Czytamy ją ponownie. Postanawiamy zachować ją, by mieć dowód szykanowania. Po kilku minutach chcemy raz jeszcze przeczytać jej treść. Ale – jak się okazuje – jest to niemożliwe. SMS-a nie ma już w naszej skrzynce odbiorczej. Wiadomość uległa „samozniszczeniu”. Jeszcze kilka lat temu takie zjawisko było domeną filmów szpiegowskich. Dziś „znikające SMS-y” szybko zyskują na popularności.

Kiedyś pomyłka, dziś zamiar

„Znikające SMS-y” były do tej pory bolączką niewielkiej grupy użytkowników, a zjawisko to występowało zwykle wskutek usterki mechanicznej telefonu komórkowego bądź błędu oprogramowania (np. w przypadku urządzeń obsługiwanych przez system operacyjny Android). Internauci, którzy skarżyli się, że wysyłane przez nich wiadomości tekstowe mają powszechną tendencję do autodestrukcji zwykle znajdywali pomoc na forach internetowych poświęconych konkretnemu modelowi telefonu, smartfona bądź iPhone’a. Częstym powodem były specjalne pathe np. Flash SMS, z którego chętnie korzystają operatorzy. Dziś wiemy, że zniknięcie SMS-a ze skrzynki odbiorczej może nie być tylko dziełem błędu, ale zamierzonego działania.

TigerText

W Internecie dużą popularnością cieszy się aplikacja TigerText, którą można pobrać zupełnie za darmo i wgrać na większość nowoczesnych gadżetów. Co oferuje? TigerText sprawia, że wysłane wiadomości (nie tylko tekstowe, zdjęcia także) po określonym czasie znikają ze skrzynki odbiorczej adresata tejże wiadomości. Użytkownik może określić po jakim czasie SMS ma rozpłynąć się w powietrzu, a wachlarz opcji jest imponujący – od 30 dni po jedną minutę. Warto jednak zauważyć, że aby aplikacja zadziałała musi zostać zainstalowana zarówno na urządzeniu adresata jak i na urządzeniu odbiorcy. Nie można zatem wysyłać „znikających SMS-ów” do dowolnych osób. Przesyłanych wiadomości nie można też kopiować, edytować i nie da się zmienić wcześniej ustalonego czasu ich dostępności.

Milion użytkowników w 1 rok

Urząd Komunikacji Elektronicznej twierdzi, że choć „znikające SMS-y” rzeczywiście istnieją to przeciętni urzędnicy nie będą z nich masowo korzystać, ponieważ są „zbyt drogie”. Twórcy aplikacji TigerText uważają inaczej i już teraz chwalą się swoimi wynikami. Jak tłumaczy Adrian Nowak z redakcji Dziennik Internautów.pl „Twórcy narzędzia TigerText chwalą się, że z ich usługi, która wystartowała w lutym 2010, korzysta już około miliona aktywnych użytkowników”. Milion to bardzo dużo, a warto podkreślić, że narzędzie jest dostępne zaledwie od roku i w żaden sposób nie jest promowane w mediach. Należy się spodziewać, że liczba użytkowników wysyłającą wiadomości z funkcją autodestrukcji będzie systematycznie rosnąć. TigerText już teraz zdobywa na popularności, a nie jest tajemnicą, że trwają już prace nad udoskonaleniem mechanizmu. Być może wkrótce „znikające SMS-y” będą mogły być wysyłane także do osób, które nie zainstalowały na swoich telefonach specjalnej aplikacji, a nawet nie zdawały sobie sprawy z jej istnienia.

Dla kogo?

Twórcy TigerText zdają sobie sprawę, że ich aplikacja może okazać się przydatna dla osób, ceniących swoją prywatność. W Sieci dostępna jest także rozszerzona wersja programu, przeznaczona dla osób z sektora ochrony zdrowia czy bankowości (w tym przypadku do prawidłowego działania konieczne jest wykupienie abonamentu, który kosztuje 10 dolarów miesięcznie za pracownika). Z pewnością politycy, celebryci oraz szeroko rozumiani funkcjonariusze publiczni chętnie wysyłaliby wiadomości tekstowe z ograniczonym „czasem życia” każdej z nich. Nikogo nie powinno dziwić, że osoby te dbają o swoją prywatność, a także o tajemnice korespondencji.
Kreator stron internetowych - strona bez programowania